- Jesteś chora. - Do mojego pokoju wbiegł Ryan cały czerwony, położył się twarzą na moim łóżku i zaczął śmiać jak debil
- Nie, czuję się dobrze. A teraz wyjdź. - Powiedziałam zaspana i zdenerwowana
na przyjaciela, 12 po południu to zdecydowanie za wczesna pora, żebym wstała.
- Dzwonił Justin. Słuchaj, on jest niemożliwy! - Opanował się i przysiadł.
- Co mnie to interesuje? - Obróciłam się na bok. Wiedziałam, że nie prędko się go pozbędę.
- Mówił, że ma dzisiaj chwilę czasu i czy nie wyszedłbym z nim do klubu za miastem, bo chciałby się trochę rozerwać.
- I...? - Zniecierpliwiona i rozczochrana przeniosłam się na pozycję siedzącą.
- I zgodziłem się, chciałem się pożegnać a on nagle takie "Ej Ryan, czekaj" to się go pytam, co a on mi na to, że.. - Nie dokończył, bo znowu zaniósł się śmiechem.
- Ryan! - Skarciłam go, bo o dziwo zainteresowałam się jego jakże urzekającą historią.
- No i on takie "Mógłbyś przyjść z Twoją kuzynką? Wydawała się być taka sympatyczna i ładna" I ja wtedy nie mogłem się powstrzymać, powiedziałem, że OK, rozłączyłem się i miałem taką polewkę, że nawet sobie nie wyobrażasz. - Gestykulował rękami jak szalony.
- Z czego? Nic nie poradzę, że jestem taka super, że każdy chłopak chce się ze mną umawiać - Wzruszyłam ramionami i też zaczęłam się śmiać.
- Chodziło mi bardziej o tą ładną i sympatyczną, bo wiesz, jak pozna Cię bliżej i będzie miał okazję patrzeć na Ciebie i rozmawiać z Tobą jak się Ciebie z rana obudzi, to... - Nie dokończył, bo oberwał poduszką. Śmiał się a ja powoli zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. – Jest w Nowym Jorku przez trzy dni, potem wyjeżdża na miesiąc. – Dodał. Wyszykowałam się szybko i wyszłam.
Resztę dnia spędziliśmy wciąż u mnie.
~*~
- Dzwonił Justin. Słuchaj, on jest niemożliwy! - Opanował się i przysiadł.
- Co mnie to interesuje? - Obróciłam się na bok. Wiedziałam, że nie prędko się go pozbędę.
- Mówił, że ma dzisiaj chwilę czasu i czy nie wyszedłbym z nim do klubu za miastem, bo chciałby się trochę rozerwać.
- I...? - Zniecierpliwiona i rozczochrana przeniosłam się na pozycję siedzącą.
- I zgodziłem się, chciałem się pożegnać a on nagle takie "Ej Ryan, czekaj" to się go pytam, co a on mi na to, że.. - Nie dokończył, bo znowu zaniósł się śmiechem.
- Ryan! - Skarciłam go, bo o dziwo zainteresowałam się jego jakże urzekającą historią.
- No i on takie "Mógłbyś przyjść z Twoją kuzynką? Wydawała się być taka sympatyczna i ładna" I ja wtedy nie mogłem się powstrzymać, powiedziałem, że OK, rozłączyłem się i miałem taką polewkę, że nawet sobie nie wyobrażasz. - Gestykulował rękami jak szalony.
- Z czego? Nic nie poradzę, że jestem taka super, że każdy chłopak chce się ze mną umawiać - Wzruszyłam ramionami i też zaczęłam się śmiać.
- Chodziło mi bardziej o tą ładną i sympatyczną, bo wiesz, jak pozna Cię bliżej i będzie miał okazję patrzeć na Ciebie i rozmawiać z Tobą jak się Ciebie z rana obudzi, to... - Nie dokończył, bo oberwał poduszką. Śmiał się a ja powoli zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. – Jest w Nowym Jorku przez trzy dni, potem wyjeżdża na miesiąc. – Dodał. Wyszykowałam się szybko i wyszłam.
Resztę dnia spędziliśmy wciąż u mnie.
~*~
Głośna
muzyka w klubie zbytnio mi tej nocy nie przeszkadzała, po wiadomości, że mam
jechać z Nickim do mamy dosyć mnie przytłoczyła, więc chciałam jak najszybciej
o tym zapomnieć. Wypiłam już 3 drinki, a Justin jeszcze nawet nie przyszedł.
- Ej, piękna przystopuj. Powolutku. – Powiedział Ryan, i mimo, że się z nim zgadzałam, to nie chciałam o tym myśleć. W sumie, jeżeli mam uwieść Justina to raczej nie poleci na mnie, kiedy jeszcze przed 2:00 będę leżała zarzygana.
- Ryan, pilnuj mnie, żebym nie piła zbyt dużo, póki jestem trzeźwa, obiecaj mi to. Pozwalam ci nawet wypijać moje drinki. – Westchnęłam, na co on się zaśmiał i pocałował mnie w policzek.
- Nie ma sprawy. Ale ta noc należy do nas! – Pociągnął mnie na parkiet i bawiliśmy się świetnie. Nasz taniec nie był zbyt zaborczy, raczej przyjacielski i szalony. W pomieszczeniu nie było wiele osób. Właściwie, to oprócz znajomych Ryana i może jednej innej grupki nie było nikogo, chodź na parkiecie niewątpliwie był ruch. Wiedziałam, że tutaj raczej paparazzi wstępu nie mają, a wokół nas są osoby zaufane, które raczej nie wyjawią całemu światu, że tak, to właśnie w tym klubie jest Justin Bieber i tańczy z tą i tą dziewczyną. Pomyślałam, że tym lepiej dla mnie. Kiedy na chwilę odwróciłam głowę, zobaczyłam, że Justin jest już przy naszym stoliku i szybko odwróciłam wzrok, by go nie speszyć. Wiedziałam, że mnie obserwuje, więc ruszałam się znacznie śmielej niż przedtem, poczułam, że ktoś łapie mnie za biodra, odwróciłam się i oczywiście nie znałam tego chłopaka. Zapytał szybko, czy chcę z nim tańczyć, uśmiechnęłam się i zerknęłam na Ryana, również znalazł sobie towarzyszkę, więc jakoś nie było mi go szkoda. Chłopak, z którym tańczyłam ruszał się świetnie, spoglądałam na Bieber a on wciąż tylko patrzył. Wyglądał dzisiaj wspaniale. ,,Co ty pieprzysz, to ten sam Bieber, który cię przeleciał i o Tobie zapomniał’. Przeprosiłam ładnie nieznajomego i podeszłam do Justina.
- Nie tańczysz? DJ jest naprawdę świetny! – Uśmiechnęłam się promiennie i patrzyłam, jak chłopak lustruje mnie wzrokiem. No nie mogę. On naprawdę jest przystojny!
- Najpierw muszę trochę wypić – Odwzajemnił uśmiech – Usiądziesz? Czuję się taki samotny – Powiedział sarkastycznie. Rzeczywiście, siedział przy stoliku sam. Stolik był pół okrągły, więc usiadłam naprzeciwko niego i nadal się lekko uśmiechałam. – Szczerze, to nie przepadam za taki tańcem – Pokazał na parkiet – dopóki się lekko nie nawalę – Zaśmiałam się. No cóż, jego fanki były rozczarowane, że ich idol rozpija się w obskurnych klubach, podczas gdy opowiada im te wszystkie bajki, że alkohol to nie dla niego, pf. Podsunęłam mu mojego drinka, w końcu chciałam być troszkę bardziej świadoma od niego. Rozmawialiśmy normalnie, choć w niektórych momentach było mi trudno śmiać się z jego żartów, albo obserwować, jakie miny robi… Czasem gdy zapadała chwilowa cisza miałam przed oczami sceny z tamtej nocy ale szybko trącałam głową udając że odganiam włosy, chociaż wcale tego nie wymagały. W sumie to byłam wdzięczna, że w klubie jest ciemno, bo gdyby dłużej mógł przypatrywać się mojej twarzy byłaby większa szansa, że co nie co sobie przypomni…
Kiedy alkohol uderzył mu do głowy nagle przerwał rozmowę, rozchylił lekko usta, wstał i podszedł do mnie. Zdziwiona nagle poczułam jak przyssał się do mnie jak jakaś pijawka, no ale cóż, miło było. Oddałam jego pocałunek a on stawał się coraz bardziej zachłanny. Jak Boga kocham, mimo że wokół było cholernie głośno, to dałabym sobie głowę uciąć, że słyszę bicie jego serca. Pociągnął mnie w stronę pokoików, wiadomo, do czego i kiedy byliśmy już na łóżku, zrozumiałam, co się ma zaraz stać.
- Justin, Justin, Justin… - Powiedziałam szybko odtrącając go. Zdezorientowany spojrzał na nią.
- Coś nie tak? – Zapytał głupkowato.
- Nie mogę… - Powiedziałam szczerze i odwróciłam wzrok.
- Dlaczego? Myślałem, że oboje mamy na to ochotę.
- Jesteś kompletnie pijany. Nie chcę powtórki.
- Powtórki? – Spytał, gdy do pokoju ktoś nagle wszedł. Momentalnie odskoczył a w drzwiach zobaczyłam ją… Co ona tu do diabła robiła?!
- Liz?! Wpieprzaj stąd, kto Cię tu wpuścił?! – Zszokowana jej obecnością podniosłam się i spojrzałam jej prosto w oczy, myślałam, że jej źrenice będą malutkie, a były… Bardzo naturalne. Jej czerwone włosy nic się nie zmieniły, ubierała się tak samo jak kiedyś, jakby stała przede mną ta Liz sprzed czasów ćpuństwa.
- Jessica, spokojnie. Ryan kazał mi cię poszukać, chciałam porozmawiać.
- Ona ma na imię Blair… - Wskazał na mnie palcem Justin.
- Blair? No chyba nie. Może nie widziałam się z nią długo, ale wiem jak się nazywa. Swoją drogą, Justin Bieber? No ładnie, Jessie. Integrujesz się z bożyszcza nastolatek, brawa.
- Blair, co się dzieje?
- Skończ z tą Blair, to Jessica, Jessica Bieber, głupku. Musisz być naprawdę pijany! – Stałam tam wryta i nie wiedziałam, co mam zrobić. Co chwilę zerkałam to na niego, to na nią.
- Jessica Bieber. – Potarł ręką o czoło. – Kurwa! – Spojrzał na mnie – Wkręcasz mnie?! – Pokazał na mnie palcem zdenerwowany. – Nie wierzę. Co to za szopka. Nie wytrzymam. Wy jesteście jakieś chore! Zwłaszcza ty! – Poczułam jak moje policzki zalewa rumieniec. – Zostaw mnie w spokoju i nigdy więcej nie próbuj się do mnie odzywać! Cześć! – Krzyknął i wyszedł zatrzaskując drzwi. Nie, nie czułam upokorzenia, nie czułam pogardy ani nienawiści. Czułam, jakby ktoś wbił mi nóż, prosto w serce.
----- Ej, piękna przystopuj. Powolutku. – Powiedział Ryan, i mimo, że się z nim zgadzałam, to nie chciałam o tym myśleć. W sumie, jeżeli mam uwieść Justina to raczej nie poleci na mnie, kiedy jeszcze przed 2:00 będę leżała zarzygana.
- Ryan, pilnuj mnie, żebym nie piła zbyt dużo, póki jestem trzeźwa, obiecaj mi to. Pozwalam ci nawet wypijać moje drinki. – Westchnęłam, na co on się zaśmiał i pocałował mnie w policzek.
- Nie ma sprawy. Ale ta noc należy do nas! – Pociągnął mnie na parkiet i bawiliśmy się świetnie. Nasz taniec nie był zbyt zaborczy, raczej przyjacielski i szalony. W pomieszczeniu nie było wiele osób. Właściwie, to oprócz znajomych Ryana i może jednej innej grupki nie było nikogo, chodź na parkiecie niewątpliwie był ruch. Wiedziałam, że tutaj raczej paparazzi wstępu nie mają, a wokół nas są osoby zaufane, które raczej nie wyjawią całemu światu, że tak, to właśnie w tym klubie jest Justin Bieber i tańczy z tą i tą dziewczyną. Pomyślałam, że tym lepiej dla mnie. Kiedy na chwilę odwróciłam głowę, zobaczyłam, że Justin jest już przy naszym stoliku i szybko odwróciłam wzrok, by go nie speszyć. Wiedziałam, że mnie obserwuje, więc ruszałam się znacznie śmielej niż przedtem, poczułam, że ktoś łapie mnie za biodra, odwróciłam się i oczywiście nie znałam tego chłopaka. Zapytał szybko, czy chcę z nim tańczyć, uśmiechnęłam się i zerknęłam na Ryana, również znalazł sobie towarzyszkę, więc jakoś nie było mi go szkoda. Chłopak, z którym tańczyłam ruszał się świetnie, spoglądałam na Bieber a on wciąż tylko patrzył. Wyglądał dzisiaj wspaniale. ,,Co ty pieprzysz, to ten sam Bieber, który cię przeleciał i o Tobie zapomniał’. Przeprosiłam ładnie nieznajomego i podeszłam do Justina.
- Nie tańczysz? DJ jest naprawdę świetny! – Uśmiechnęłam się promiennie i patrzyłam, jak chłopak lustruje mnie wzrokiem. No nie mogę. On naprawdę jest przystojny!
- Najpierw muszę trochę wypić – Odwzajemnił uśmiech – Usiądziesz? Czuję się taki samotny – Powiedział sarkastycznie. Rzeczywiście, siedział przy stoliku sam. Stolik był pół okrągły, więc usiadłam naprzeciwko niego i nadal się lekko uśmiechałam. – Szczerze, to nie przepadam za taki tańcem – Pokazał na parkiet – dopóki się lekko nie nawalę – Zaśmiałam się. No cóż, jego fanki były rozczarowane, że ich idol rozpija się w obskurnych klubach, podczas gdy opowiada im te wszystkie bajki, że alkohol to nie dla niego, pf. Podsunęłam mu mojego drinka, w końcu chciałam być troszkę bardziej świadoma od niego. Rozmawialiśmy normalnie, choć w niektórych momentach było mi trudno śmiać się z jego żartów, albo obserwować, jakie miny robi… Czasem gdy zapadała chwilowa cisza miałam przed oczami sceny z tamtej nocy ale szybko trącałam głową udając że odganiam włosy, chociaż wcale tego nie wymagały. W sumie to byłam wdzięczna, że w klubie jest ciemno, bo gdyby dłużej mógł przypatrywać się mojej twarzy byłaby większa szansa, że co nie co sobie przypomni…
Kiedy alkohol uderzył mu do głowy nagle przerwał rozmowę, rozchylił lekko usta, wstał i podszedł do mnie. Zdziwiona nagle poczułam jak przyssał się do mnie jak jakaś pijawka, no ale cóż, miło było. Oddałam jego pocałunek a on stawał się coraz bardziej zachłanny. Jak Boga kocham, mimo że wokół było cholernie głośno, to dałabym sobie głowę uciąć, że słyszę bicie jego serca. Pociągnął mnie w stronę pokoików, wiadomo, do czego i kiedy byliśmy już na łóżku, zrozumiałam, co się ma zaraz stać.
- Justin, Justin, Justin… - Powiedziałam szybko odtrącając go. Zdezorientowany spojrzał na nią.
- Coś nie tak? – Zapytał głupkowato.
- Nie mogę… - Powiedziałam szczerze i odwróciłam wzrok.
- Dlaczego? Myślałem, że oboje mamy na to ochotę.
- Jesteś kompletnie pijany. Nie chcę powtórki.
- Powtórki? – Spytał, gdy do pokoju ktoś nagle wszedł. Momentalnie odskoczył a w drzwiach zobaczyłam ją… Co ona tu do diabła robiła?!
- Liz?! Wpieprzaj stąd, kto Cię tu wpuścił?! – Zszokowana jej obecnością podniosłam się i spojrzałam jej prosto w oczy, myślałam, że jej źrenice będą malutkie, a były… Bardzo naturalne. Jej czerwone włosy nic się nie zmieniły, ubierała się tak samo jak kiedyś, jakby stała przede mną ta Liz sprzed czasów ćpuństwa.
- Jessica, spokojnie. Ryan kazał mi cię poszukać, chciałam porozmawiać.
- Ona ma na imię Blair… - Wskazał na mnie palcem Justin.
- Blair? No chyba nie. Może nie widziałam się z nią długo, ale wiem jak się nazywa. Swoją drogą, Justin Bieber? No ładnie, Jessie. Integrujesz się z bożyszcza nastolatek, brawa.
- Blair, co się dzieje?
- Skończ z tą Blair, to Jessica, Jessica Bieber, głupku. Musisz być naprawdę pijany! – Stałam tam wryta i nie wiedziałam, co mam zrobić. Co chwilę zerkałam to na niego, to na nią.
- Jessica Bieber. – Potarł ręką o czoło. – Kurwa! – Spojrzał na mnie – Wkręcasz mnie?! – Pokazał na mnie palcem zdenerwowany. – Nie wierzę. Co to za szopka. Nie wytrzymam. Wy jesteście jakieś chore! Zwłaszcza ty! – Poczułam jak moje policzki zalewa rumieniec. – Zostaw mnie w spokoju i nigdy więcej nie próbuj się do mnie odzywać! Cześć! – Krzyknął i wyszedł zatrzaskując drzwi. Nie, nie czułam upokorzenia, nie czułam pogardy ani nienawiści. Czułam, jakby ktoś wbił mi nóż, prosto w serce.
do osoby, która czyta mojego bloga: http://lovee-kidrauhl.blogspot.com/p/informator.html :>